wg bajki D. Gellnerowej
W bródnowskim grodzie stał pałzamek stary
W zamku się wszędzie szpeje walały
W komnacie pięknej i przeróżowej
Żyło jak kwiat stworzenie młode
Róża to było imię było księżniczki
Tej przecnotliwej, jej czystej piczki
Słychać tam było wszędzie okrzyki
Bo brat jej słuchaj strasznej muzyki
Żyje tak Róża pośród hałasu
Aż ze zmarszczenia miewa zakwasów
Stres więc na dziewczę spływał okrutny
Ze stresem razem - jej nastrój smutny
Butów Różyczka nie wiąże sama
Od prasowania jest dworu dama
Nieład jej życiu ciągle zagraża
i humor dobry Rózię przeraża
wciąż coś się za nią ciągnie, wlecze...
a to na cieniu widać przecież!
Wśród róż królowa na skróty chodzi!
a mnie to kłuje, a mnie to szkodzi!
Do zdjęcia nawet nie zapozuje
Promień słoneczny jej buźkę kłuje
I na wesela wiejskie nie chodzi
Bo chamstwo może Rózi zaszkodzić
Lecz nieraz los figielek nam spłata
Znalazła się Róża na ślubie brata
Tam ją fotograf w słońcu ustawił
Ach zawód wielki tym Rózi sprawił
I się rozgląda, patrzy nieboga
Tam Basia stoi z wilkiem na schodach
Szepczą coś knują, czary rzuciwszy
I zniknął Rózi druh jej cienisty
Zdenerwowana, w panice lata
-Piotrek ! Złotego dam dukata!
Nie widziałeś mego Cienia?
Możeś go wtrącił do więzienia?
Może w ciemnicy lub na wieży
mój Cień nieszczęsny cicho leży?
Widmo, o widmo, czymżem się stała
Gdzie cień różowy żem zapodziała
Źli wzięli ludzie, to ta chołota
Tak się Różyczka we gniewie miota
Więcej nie pójdę w tą dzicz niebezpieczną
W Turcji zostanę, jam rezydentką
Paryż, tam słońce łaskawsze będzie
Byle nie tutaj, gdzie indziej wszędzie...
wtorek, 12 października 2010
piątek, 17 września 2010
czwartek, 16 września 2010
Gwiazda Hollywood w Krakowie
Modlitwa o przyszłość córki
...tu będzie jej fotka...
Dobry Boże, uchroń syna
Porwać chce mi go gadzina
Wykorzystać, rozdziewiczyć
Na mnie tylko może liczyć!
Na wydaniu mam tez córkę
Może szczęścia tez pwotórkę
Ześlesz wiernej służebnicy
...modlić mam się po próżnicy?
Dla mej Róży, panny pięknej
O urodzie niepojętej
Z bajki trzeba kawalera
- w samotności obumiera
Skarb nad skarby jest ma Róża
Z miejsca każdy się zadurza
I dziewica, oj, cnotliwa
Toż to dama jest prawdziwa!
Róziu moja bądź łaskawa
Spojrzyj, jest dla Cię kawaler
Pod ołtarzem bedziesz stała
(lecz on nie wesoły wcale)
głos Pana Młodego:
Któż dorówna cnotą Rózi,
wszak totalna to dziewica -
nie skalała nawet buzi
obrzydliwą spermą męską,
każda próba jej dotknięcia
kończy się dla samca klęską,
błona w świetle lśni księżyca,
gdy wieczorną kąpiel czyni,
nim pomodli się o księcia,
który się okaże godny,
by ją wielbić - kwiat pustyni,
gwiazdę złotą i jutrzenkę -
i nie będzie jak zwierz głodny,
co plugawą pytą swoją
przenajczystszą chce panienkę
na wiek wieków okryć sromem.
Modli się, by był ostoją,
i obrońcą cnoty wiernym,
co by wolał rażon gromem
paść, niż doznać kiedyś wzwodu,
co najgorszym jest plugastwem
i człowieka czyni miernym.
Takie bogobojne lęki
całą noc do słońca wschodu
wciąż targają mym biedactwem,
czyniąc Rózi straszne męki,
że gdy słońca pierwszy promień
postać świętą jej rozświetli,
zżera ją wprost wiary płomień,
aż się marszczy udręczona,
jakby wzrokiem niegodziwym
paparazzi ją opletli.
Ze zmęczenia prawie kona
i snem pada sprawiedliwym,
w którym wytrwa do południa,
a czasami do wieczora,
śniąc że książę wymarzony
snu jej nigdy nie utrudnia -
raczej utnie sobie wora,
niż księżniczce przykrość sprawi,
raczej kwas nie rozcieńczony
weźmie, w kroku swym rozleje
i tak pyty się pozbawi,
i tak spełni jej nadzieje.
Boże, usłysz nasze modły,
weź w opiekę swoje dziecko,
daj jej chłopca szlachetnego,
co pytonem swoim podłym
nie tknie nigdy jej zdradziecko.
Twoja wierna i oddana
za swą latoroślą proszę.
Nakłoń Boże ucha swego,
gdy upadam na kolana -
niech się w mieście czy też w wiosze
wola Twoja spełni święta -
daj Różyczce impotenta!
Dobry Boże, uchroń syna
Porwać chce mi go gadzina
Wykorzystać, rozdziewiczyć
Na mnie tylko może liczyć!
Na wydaniu mam tez córkę
Może szczęścia tez pwotórkę
Ześlesz wiernej służebnicy
...modlić mam się po próżnicy?
Dla mej Róży, panny pięknej
O urodzie niepojętej
Z bajki trzeba kawalera
- w samotności obumiera
Skarb nad skarby jest ma Róża
Z miejsca każdy się zadurza
I dziewica, oj, cnotliwa
Toż to dama jest prawdziwa!
Róziu moja bądź łaskawa
Spojrzyj, jest dla Cię kawaler
Pod ołtarzem bedziesz stała
(lecz on nie wesoły wcale)
głos Pana Młodego:
Któż dorówna cnotą Rózi,
wszak totalna to dziewica -
nie skalała nawet buzi
obrzydliwą spermą męską,
każda próba jej dotknięcia
kończy się dla samca klęską,
błona w świetle lśni księżyca,
gdy wieczorną kąpiel czyni,
nim pomodli się o księcia,
który się okaże godny,
by ją wielbić - kwiat pustyni,
gwiazdę złotą i jutrzenkę -
i nie będzie jak zwierz głodny,
co plugawą pytą swoją
przenajczystszą chce panienkę
na wiek wieków okryć sromem.
Modli się, by był ostoją,
i obrońcą cnoty wiernym,
co by wolał rażon gromem
paść, niż doznać kiedyś wzwodu,
co najgorszym jest plugastwem
i człowieka czyni miernym.
Takie bogobojne lęki
całą noc do słońca wschodu
wciąż targają mym biedactwem,
czyniąc Rózi straszne męki,
że gdy słońca pierwszy promień
postać świętą jej rozświetli,
zżera ją wprost wiary płomień,
aż się marszczy udręczona,
jakby wzrokiem niegodziwym
paparazzi ją opletli.
Ze zmęczenia prawie kona
i snem pada sprawiedliwym,
w którym wytrwa do południa,
a czasami do wieczora,
śniąc że książę wymarzony
snu jej nigdy nie utrudnia -
raczej utnie sobie wora,
niż księżniczce przykrość sprawi,
raczej kwas nie rozcieńczony
weźmie, w kroku swym rozleje
i tak pyty się pozbawi,
i tak spełni jej nadzieje.
Boże, usłysz nasze modły,
weź w opiekę swoje dziecko,
daj jej chłopca szlachetnego,
co pytonem swoim podłym
nie tknie nigdy jej zdradziecko.
Twoja wierna i oddana
za swą latoroślą proszę.
Nakłoń Boże ucha swego,
gdy upadam na kolana -
niech się w mieście czy też w wiosze
wola Twoja spełni święta -
daj Różyczce impotenta!
Modlitwa w kościele, życzeń nazbyt wiele
Jaka róża taki cierń
jaki korzeń taka pyta
Dobry Boże weź to zmień
niech nie męczy się kobita
co o syna los tragiczny
rozmodlona pada krzyżem
mimo to jej pysk komiczny
kiedy pytę sypią ryżem
w grymas krzywi się nieszczęścia
i radości czuć nie może
biada tej, co jej chłopięciu
przyszłość zwija w czarne zorze
Co za franca, niech pokarze
Bóg co wszak ejst sprawiedliwy
A za matką stwory wraże
Pokazują cuda, dziwy
Do świątyni, te cholery
Majtek nie wdziewają nawet
Zlot czarownic, i chimery
- tak swa miną to wyrazi
Pyta nazbyt należyta
By o jej kondycję pytać
Hodowana trzy dekady
Tak, że nikt jej nie dał rady
Okiem matki pilnowana
W majtki ciasne skrępowana
Tak dziewicza i nieznana
Że aż krwawi w dupie rana
Nie zaznała nic innego
Niźli gestu wręcz ręcznego
Z dumy pęka Pani Matka
Taka pyta, komu gratka
Kto dostąpić ma zaszczytu
By się hajtnąć z wielką pytą?
głos wilka - chochoła:
moja duma jakże wielka
że tak w cieniu majestatu
za kowalską rodzicielką
widnieć mogę, dzięki za to
Dobry Boże, uchroń syna
Porwać chce mi go gadzina
Wykorzystać, rozdziewiczyć
Na mnie tylko może liczyć!
głos Pana Młodego:
Przyznać muszę, to mnie wzrusza,
jak się z bólu wije dusza,
układ wysiadł mi trawienny
po poznaniu tej gehenny!
Pyta nie chce stanąć zgoła -
tak cierpienie do niej woła,
krew do pyty nie dopływa,
kiedy święta bój przegrywa,
jaja wewnątrz się schowały,
kiedy ran jej pięć ujrzały,
nic już tutaj nie pomoże -
weź do siebie świętą, Boże!
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






